Szkoła i religia
Właśnie przeczytałem na stronach gazeta.pl słowa arcybiskupa Nycza, że ocena z religii będzie wyłącznie dotyczyła wiedzy a nie praktyk religijnych. Takie stanowisko Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski jest bardzo budujące. Szkoda tylko, że wizerunek całości psuje nieco dodatek, że „o takich sprawach decyduje się na poziomie szkoły”. W tekście zaskoczyła mnie jeszcze jedna rzecz. Ze słów arcybiskupa Nycza wynika, że katecheci muszą się stosować zarówno do rozporządzeń MEN jak i do Dyrektorium Katechetycznego. Przyznam się, że zupełnie o tym nie wiedziałem (mimo, że mam dwójkę dzieci w wieku szkolnym). Ciekawe co się dzieje, gdy rozporządzenie MEN i Dyrektorium są ze sobą w sprzeczności.
Nigdy nie byłem zwolennikiem religii jako przedmiotu w szkołach. Takie lekcje powinny się odbywać w salach kościelnych. W szkole wprowadzają wyłącznie kolejną linię segregacji i kolejny powód do zazdrości („kurde, ja muszę iść na religię a on ma już wolne”). Jako przeciwnik religii w szkole tym bardziej mój sprzeciw wzbudza wliczanie oceny z religii do średniej. Szczerze mówiąc oczekiwałbym od polskich purpuratów choćby sygnału, że ten pomysł jest im choć trochę obcy ale cóż to chyba nie u nas.
Właśnie mi przyszło do głowy, że właściwie to powinienem się cieszyć z tego wliczania oceny z religii do średniej. Zarówno Ola jak i Maciek mają z niej oceny bardzo dobre co podnosi im średnią. Mały plus. Bardzo mały. Właściwie to zupełnie bez znaczenia.