The day after
Wybory się skończyły. Wygrała Platforma Obywatelska. Jednoznacznie i bezsprzecznie. To zwycięstwo to jednak zaledwie początek.
W czasie kampanii wyborczej zastanawiałem się na kogo głosować. Nie chciałem głosować przeciw PiS, chciałem by mój głos był pozytywny. Dużego pola do wyboru nie miałem. Platforma albo PSL. W poprzedniej (jeszcze mijającej?) kadencji Parlamentu PO niestety nie błyszczało tak jakby mogło. Nie było taką opozycją jakiej oczekiwałem (choć sam do końca nie jestem w stanie sprecyzować czego oczekiwałem). Być może był to efekt tworzenia przez szefostwo PiS atmosfery walki. Ustawiania wszystkich i wszystkiego według stereotypu „my kontra reszta świata”. Chyba zbyt łatwo PO dało się ponieść fali i ugrzęznąć w głupich konfliktach. Przepychanki wokół p. Rokity, spychanie go w dół i bezbarwny przywódca Donald Tusk. Nie rozumiałem (nadal nie rozumiem) odsunięcia się J.M. Rokity w cień. Po trosze wydaje mi się, że naprawdę padł ofiarą zakusów braci Kaczyńskich i ambicji politycznych własnej żony. Z całym szacunkiem p. Nelly Rokita posłużyła wyłącznie za narzędzie do dokopania PO. Z drugiej strony może jednak p. Rokita postawił na złego konia w nadchodzących wyborach i chciał posłużyć za pomost między zwycięskim PiS-em a częścią Platformy ciążącą w stronę… władzy. Czas pokaże. Szczerze mówiąc byłem święcie przekonany, że wybory wygra PiS. Z dużym zdziwieniem obejrzałem powtórkę debaty Tusk – Kaczyński. Byłem przekonany, że nieznacznie, ale jednak, wygra p. Kaczyński.
Wczoraj zagłosowałem na Platformę. Uwierzyłem, że są w stanie dobrze rządzić Polską, że będą w stanie, na spokojnie i bez polowania na czarownice, rozliczyć i rozważyć działania PiS. Mam nadzieję, że tym razem do zarządów rozlicznych spółek i agencji zostaną wybrani ludzie, którzy wiedzą co robią a nie są tylko wyznawcami partyjnej wiary. Ucieszyły mnie przeczytane gdzieś na sieci słowa p. Chlebowskiego, typowanego na ministra finansów, że na sugerowanym mu stanowisku widzi raczej fachowca od finansów (Balcerowicz?) niż polityka. Pewnie to tylko gadanie ale może? Teki ministerialne i tak trafią w ręce polityków ale podejście polityków do zarządzania też może być różne.
Niepokoi mnie tylko fakt, że PO ma, najprawdopodobniej, przed sobą kilka nie popularnych decyzji. Na starcie muszą uchwalić budżet i wymyśleć jak go urealnić. Przedwyborcze obietnice całego byłego Sejmu rozdęły go nieco za mocno i realizacja może być nieco kłopotliwa. Moim zdaniem budżet można tylko poobcinać. To obcinanie nie będzie popularne. Ulga prorodzinna, pensje budżetówki nie dadzą się za bardzo połączyć z liniowym podatkiem (w pierwszej fazie wprowadzania liniowy podatek musi zmniejszyć wpływy do budżetu; po jakimś czasie gospodarka zapewne zareaguje na to wzrostem, kluczowe jednak jest po jakimś czasie). Będą potrafili to zrobić? Przy okazji 100 dni rządu p. Marcinkiewicza czy p. Kaczyńskiego, któryś z komentatorów politycznych stwierdził, że właśnie te pierwsze dni rządu (pierwsza 100, pierwszy rok) to okres gdy najwięcej się dzieje, gdy najwięcej dobrego (bądź złego) może rząd/partia zrobić. Czy Platforma będzie umiała zachować umiar w rozliczaniu przeszłości i zajmie się teraźniejszością i przyszłością? Czy przybliżą nas do obiecanego cudu gospodarczego?
Oby.