No i mieszkam sobie
Znowu się zaniedbałem. A niby jak Sieć w domu będzie to miało być prościej. Znaczy się częściej. Jednym z częściej zadawanych mi pytań ostatnio jest „no i jak się mieszka?”. Odpowiedź jest taka trochę amerykańska bo brzmi „rewelacja!”. Kredytu tyle, że mała głowa, stan konta ma co prawda 5 cyfr tylko ten minus na początku jest trochę dołujący ale… nie za nic w świecie nie wróciłbym do bloków.
Cóż może być piękniejszego niż widok wschodzącego słońca po otwarciu drzwi sypialni? Albo tęczy? W Łodzi jesień kojarzy się raczej z paskudną pogodą, zimnem i szarymi jak chodnik dniami. Na mojej wsi nic nie jest szare. Czasem ranek zaskoczy mnie żółtą poświatą zupełnie z innego świata. Deszcz maluje mokre wzorki na oknach połaciowych. Po polach smyrgają sarny, płosząc bażanty, przepiórki i zające. Mam nawet swoją pustułkę, co lubi spać na belce. Do tego są jeszcze wróble (kiedy ostatnio widziałeś/widziałaś w mieście wróbla? A ich stadko?), sikorki i inna drobnica. Choćby tylko dlatego warto było budować dom i wyprowadzić się na wieś. Och, oczywiście są pewne minusy, w postaci na przykład wcześniejszego wstawania czy braku części mebli czy też ogromie pracy i pieniędzy, które trzeba jeszcze włożyć w dom. Tyle, że to są drobiazgi, które czasem irytują podobnie jak mucha i podobnie szybko nawet się o nich nie pamięta.